niedziela, 24 października 2010

(U)rodziny w Whistler


W ostatni wtorek blizniacy: Chris













i Mike













zabrali mnie na urodzinowy wypad do Whistler. Juz sama droga zapowiadala, ze bedzie to wyjatkowy dzien. I to nie tylko dlatego, ze po raz pierwszy od przyjazdu do Kanady opuszczalismy Vancouver. Byla to bowiem jedna z najpiekniejszych, najbardziej spektakularnych tras, jakie widzialem w zyciu. Czteropasmowa autostrada wcisnieta pomiedzy przepiekne, choc odrobine zlowrogie grzbiety North Van, a zatoke, ktora od oceanu dzieli jedynie Vancouver Island (wyspa, po ktorej poludniowej stronie znajduje sie Victoria - stolica stanu British Columbia), byla czyms pomiedzy Highway to Hell a Stairway to Heaven. A my znalezlismy sie w samym srodku tego 'pomiedzy'. 



Jesli chodzi o Vancouver Island, podobno trzeba ja odwiedzic ze wzgledu na dwie sprawy: pierwsza to pierwotne lasy deszczowe z drzewami tak ogromnymi, ze potrzeba dziesieciu osob, zeby je oplesc. Druga to plaza w Tofino - ciagnacy sie przez dziesiatki kilometrow piaskowy rezerwat przyrody, a jednoczesnie jesienna Mekka surferow z calej Ameryki. To tu w listopadzie i grudniu maja byc najlepsze fale na calym zachodnim wybrzezu, dlatego tez juz niedlugo zjada sie ich milosnicy nawet z San Diego. Juz w drodze powrotnej, postanowilismy, ze bezdyskusyjnie to wlasnie Tofino bedzie celem naszej kolejnej wyprawy. Trzymajac sie religijnej nomenklatury trzeba zaznaczyc, ze jesli Tofino jest Mekka surferow, to Whistler mozna spokojnie nazwac Katmandu narciarzy i (a moze przede wszystkim) snowboardzistow. I to nie tylko tych spod znaku Buddy ;-) To wlasnie w Whistler w lutym tego roku odbyla sie wiekszosc olimpijskich zmagan, kiedy to dwa srebrne medale w skokach wywalczyla nasza Mala Mysza, narciarz Bode Miller najpierw wypil cysterne piwa, a nastepnie rozlozyl na lopatki cala konkurencje w superkombinacji, a Justyna Kowalczyk nieomal sprawila, ze komentator Tomasz Zimoch wyzional ducha:


Jednak wracajac do naszej eskapady, tuz za miejscowoscia Squamish, Chris zapytal mnie, czy jest cos specjalnego, czego zyczylbym sobie na urodziny. Niewiele myslac odpowiedzialem, ze owszem, chcialbym spotkac niedzwiedzia, i ze idealnie byloby, gdyby nie byl to grizzly ludojad. Na to Chris uniosl wzrok i sciszonym glosem wypowiedzial nastepujace slowa: 'No to nie pozostaje nam nic, jak pomodlic sie do indianskich bogow, zeby zeslali nam jakiegos miska...'.

Chris Czartorski jest emerytowanym profesorem fotografii, a wiekszosc zycia wykladal na vancouverskim Emily Carr University of Art and Design. Jest to czlowiek o wielkiej kulturze osobistej, mowiacy jezykiem jakiego juz sie wlasciwie nie slyszy - pelnym elegancji i wyczucia chwili. W jego ustach rownie pieknie brzmi kwiecista wypowiedz o historii czarno-bialego zdjecia, jak i stwierdzenie odnoszace sie do architektury miejsca, w ktorym mieszka: 'Bo widzicie, w West Vancouver, jesli chodzi o budownictwo, wszystko jest jakies takie...rozpierdolone.' Chris przyjechal do Kanady w wieku dwoch lat, wiec jest wlasciwie bardziej Kanadyjczykiem niz Polakiem, ale po polsku mowi lepiej niz niejeden lowca forfiterow!
A co najwazniejsze, jest niezwykle skromnym i dobrodusznym czlowiekiem. Jednak pomimo wszystkich jego zalet, nie spodziewalbym sie, ze dodatkowo jest jeszcze jasnowidzem. A w najgorszym przypadku, ze ma wtyki u jakiegos squamishowego szamana - mysle bowiem, ze maczal palce w tym, ze moje zyczenie spelnilo sie jeszcze przed zachodem slonca. Po urodzinowym toascie spod herbu Whistler Honey Lager wybralismy sie na spacer nad Zaginione Jezioro (Lost Lake), i nie zdazylismy nawet dobrze wejsc do lasu kiedy na naszej drodze stanal...niedzwiedz. Przylapalismy go, kiedy akurat dopasal sie na skraju pola golfowego (wstyd przyznac, ale do tej pory nie wiedzialem, ze miski bywaja trawozerne) i poczatkowo wydawalo sie, ze nas zignorowal. Stalismy wiec i gapilismy sie na niego jak glupi w ser, i otrzezwielismy dopiero kiedy uniosl leb, zwrocil sie w nasza strone i zaczal intensywnie poruszac nozdrzami. Lekki wiatr wial akurat z naszej strony, takze szybko i bez slow zdalismy sobie sprawe, ze jest to jeden z tych momentow, kiedy natura pokazuje nam, kto tu tak naprawde jest szefem.   




Dopiero chwile pozniej dotarlismy do tablicy informujacej, jak nalezy postepowac w przypadku spotkania z Mr.Bearem: 'Unikac kontaktu wzrokowego i powoli sie wycofac'. My oczywiscie zrobilismy wszystko na opak - podeszlismy najblizej jak sie dalo i stoczylismy z miskiem batalie na spojrzenia bardziej ekscytujaca nawet od codziennych zmagan Charliego z Soda. Tym bardziej, ze tym razem to my bylismy w roli Charliego, a misiek na pewno mial wiecej oleju w glowie niz Soda... No bo to w koncu najglupszy pies na swiecie.


  
Na szczescie indianscy bogowie byli laskawi i nie dosc, ze nie musielismy sie zegnac z naszymi skalpami, to jeszcze bezpiecznie doprowadzili nas do Lost Lake - jeziora z woda w kolorze szmaragdu, nad ktore latem pielgrzymuja nudysci z calego stanu BC, pala ganje i plywaja nago na wlasnorecznie zbudowanych tratwach. 





Jako ze lato juz sie skonczylo, nie dane nam bylo stanac oko w...oko z zadnym z nich, za to natknelismy sie na najciezszego grzyba jakiego w zyciu spotkalem. Kanadyjska wersja prawdziwka (choc w barwach kozlaka), ktora znalezlismy nad samym brzegiem jeziora moze nie byla monstrualnie wielka, za to byla cholernie ciezka - nasz okaz wazyl dobre trzy kilogramy (albo i wiecej). W kazdym razie wystarczajaco duzo, zeby rozbolala mnie reka, kiedy nioslem go do samochodu. No i wystarczajaco duzo, zeby znokautowac  brata niedzwiedzia, gdyby tym razem jednak zechcial z nami zadrzec! 

  


Moje cwiartkowe urodziny w Whistler zakonczyl piekny, siniejacy zachod slonca. Dzieki chlopaki za wspanialy wypad!


8 komentarzy:

  1. No to jeszcze raz usciski cwiartkowe!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystkiego naj.Niech moc bedzie z toba:)

    OdpowiedzUsuń
  3. spóźnione ale szczere- najlepszegooooo, Mikoooo!

    OdpowiedzUsuń
  4. Miki wszystkiego najlepszego! Imponujesz mi!!
    Podbijaj świat przez całe życie i pisz o tym, bo bardzo dobrze ci to wychodzi! Michaśka

    OdpowiedzUsuń
  5. Mikolaju Mikolaju!Najszczersze buziaki urodzinowe! Nie moge sie doczekac nastepnego postu!
    Pani Zaba

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochani! Stajenny wwoofers majki majk dziekuje z calego serca!!! A Tobie Zabcia dodatkowo przesylam slodkie syropo-klonowe zyczenia szczescia, spelnienia i satysfakcji wszelakiej na nowej drodze zycia! No i czekam na zaproszenie na wesele do Cancun ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. groobe choody, bardzo zmyslne te zyczenia ;-)
    thank you beary much!

    OdpowiedzUsuń