sobota, 12 lutego 2011

Krotka ballada o Harrym Wangu

W ubiegly poniedzialek mialem okazje zjesc pierwsze w zyciu prawdziwe japonskie teriyaki. Niejaka Leslie zaprosila mnie bowiem do restauracji Osaka na pozegnalna kolacje naszego meksykanskiego kolegi po stajennym fachu - Raula. Leslie niby jest Kanadyjka, ale tak naprawde polowa krwii plynacej w jej zylach to produkt czysto polski. I chocby chciala, nie zdolalaby sie tej polskosci wyprzec. A to dlatego, ze wyglada jak, wypisz wymaluj, podrecznikowa zona gorala niskopiennego - ma z metr dziewiecdziesiat wzrostu, dlugie blond wlosy, uwielbia krwiste mieso, a sily u niej wiecej niz u dziesieciu koni. Leslie od dluzszego juz czasu podkochuje sie w Raulu i dla nikogo w Southlands nie jest tajemnica, ze chcialaby go posiasc. Jednak on jest bardzo czujny, i za kazdym razem, kiedy ona juz prawie zwabia go w swoja siec namietnosci, on wymyka sie jej z wdziekiem hiszpanskiej muchy. Mysle ze odziedziczyl ten szosty zmysl po swoich iberyskich dziadkach, ktorzy przybyli do Meksyku na poczatku XX wieku.
Raul pochodzi z Guadalajary i jest synem zubozalego krowiego potentata, ktory calkiem niedawno stracil cale swoje poglowie (ponad 400 sztuk bydla) na jakichs lewych interesach, i teraz ledwie wiaze koniec z koncem. I to miedzy innymi wlasnie dlatego wyslal swojego najstarszego syna do pracy za granice. Raul, zanim trafil do Vancouver, przebidowal pol roku w Toronto, gdzie bez powodzenia staral sie zaczepic w swojej wyuczonej bankowosci. Kiedy przywedrowal na zachodnie wybrzeze, nauczony doswiadczeniem, juz nawet sie nie ludzil, ze przygarnie go Bank of Montreal, Bank of Nova Scotia czy inna kapitalistyczna instytucja z rodziny 'of', tylko od razu zakasal rekawy i zaczal hurtowo przerzucac konskie lajno w zielonej krainie nad rzeka Fraser.
Czwartym uczestnikiem naszego pozegnalnego spotkania byl Avery, 16-letni syn Leslie, a zarazem najwieksza przeszkoda stojaca na jej drodze do zdobycia meksykanskiego lingama. Avery jest jeszcze wyzszy od matki, i jak sie przekonalismy tamtego wieczoru, jeszcze bardziej od niej miesozerny. Na szczescie, po tym jak wchlonal na przystawke cala rodzine soczystych krewetek, a pozniej domowil jeszcze sztuke miesa i porcje kurczaka w sosie imbirowym, okazalo sie, ze jak juz sie naje, robi sie calkiem sympatyczny i dosc gadatliwy. I dzieki tej jego gadatliwosci poznalem przesmieszna anegdotke z zycia kanadyjskich dziewiatoklasistow.
Nasza rozmowa od poczatku nabrala naturalnie zwawego tempa, i nawet nie zdalismy sobie sprawy, kiedy zeszlismy na temat Azjatow w Vancouver. 'Jeszcze zanim tu przyjechaliscie' - zapytala Leslie - 'mieliscie pojecie, ze jest tu ich tak duzo?'. 'Czytalem, ze macie tu Chinatown z prawdziwego zdarzenia' - odpowiedzialem - 'i ze lokalny chinski gang jest najsilniejszy ze wszystkich, ale to wszystko.' Leslie szybko wyjasnila nam jak jest naprawde. Chinska ekspansja osiagnela juz tak wysoki poziom, ze wiele osob smieje sie, ze niewiele brakuje do tego, by Vancouver zostalo wkrotce wcielone do ChRL, a Hu Jintao zmienil nazwe stanu z 'British' na 'Chinese Columbia'. Szczesliwie, poki co Elzbieta II moze spac spokojnie, i jesli juz dochodzi do jakichs transformacji, to raczej odbywaja sie one w druga strone. To Chinczycy staraja sie jak najbardziej upodobnic do Kanadyjczykow a nie na odwrot, co czesto prowadzi do sytuacji tak zabawnych jak ta, o ktorej opowiedzial nam Avery.
W jego klasie na 25 uczniow piecioro jest bialych, jest tez niewielka frakcja hinduska, a cala reszte stanowia Azjaci z przewazajaca wiekszoscia malych Yīngxióngow. Sa to przewaznie dzieci bardzo bogatych chinskich przedsiebiorcow, ktorzy w przeciagu kilku ostatnich lat wyemigrowali do Kanady. A nawet nie tyle wyemigrowali co po prostu uciekli -  w pewnym momencie padl na nich bowiem blady strach ze strony Partii, ktora poczatkowo bardzo pomocna w robieniu interesow, z czasem zaczela patrzec z ogromna niechecia na wszelkie proby uniezalezniania sie od niej przez jej skosnookie kurki znoszace zlote jajka. Dlatego ci, ktorzy mieli glowe na karku i instynkt samozachowawczy, kiedy tylko wyczuli, ze drzwi od kurnika sa odrobine uchylone, a wielka Li Sica stracila na moment czujnosc, wypchali kieszenie swoimi ciezko zarobionymi jenami i momentalnie prysneli na druga strone Pacyfiku. I tyle ich bylo widac...
Jednak instynkt, ktory zdolal wyrwac ich ze szponow Zlego Komunistycznego Smoka, nie byl w stanie uratowac niektorych z nich przed utrata czujnosci juz na nowej ziemi. I tak, po tym jak kupili sobie kanadyjskie samochody, zaczeli jesc kanadyjskie jedzenie, a z kanadyjskimi sasiadami przeszli na 'ty', postanowili, ze ich dzieci tez beda kanadyjskie. Przynajmniej z pozoru. Jednym z takich kanadyjskich Chinczykow jest kolega z klasy Avery'ego. Przeprowadzil sie do Vancouver razem z rodzicami kilka lat temu i nawet nie zdazyl jeszcze nauczyc sie jezyka, kiedy zrozumial (oczywiscie z wydatna pomoca towarzyszy ze szkolnej lawy), ze Pan i Pani Wang popelnili niewiarygodna wrecz zbrodnie przeciwko niemu. Razem z kupionym za ciezkie pieniadze obywatelstwem postanowili bowiem dac mu cos jeszcze - prawdziwe anglosaskie imie godne przyszywanego Syna Albionu. Nazwali go Harry. Jedyny problem w tym, ze slowo 'Harry' wymawia sie po angielsku niebezpiecznie podobnie do 'hairy' - czyli 'owlosiony'. Za to Wang w mowie potocznej to nic innego jak, przepraszam za wyrazenie, zwykly...kutas!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz